Slawek
11,4 tys.

Cud Hostii w San Sebastian de Garabandal

O. Eusebio Garcia de Pesquera ofm

Conchita nie miała pozwolenia na wyjawienie od razu daty cudu. Trzeba było zaczekać kilka dni. Kiedy już mogła wyjawić tajemnicę, napisała w Dzienniku: „Powiedziałam o tym w wiosce. Napisałam nawet listy...”. Miałem okazję kilka z tych listów przeczytać. Były to prawdziwe telegramy: „Anioł powiedział mi, że 18 tego miesiąca będzie widoczna Hostia, kiedy przyjmę Komunię św”.

Jednym z adresatów listów był doktor Ortiz z Santander. Poruszony zapowiedzią przybył do Garabandal, aby podzielić się z dziewczynką swoimi uwagami. W czasie ich rozmowy Conchita powiedziała: „Ale to wydaje mi się małym cudem, bardzo małym! Potem nadejdzie cud Dziewicy, to będzie CUD! Dopiero wtedy nie będzie już wątpliwości.”

Conchita powierzyła doktorowi Ortizowi misję powiadomienia i zaproszenia Don Francisco Odriozola, kapłana z Santander, do przybycia do Garabandal 18 lipca. Don Odriozoła nie wziął w ogóle pod uwagę zaproszenia. Był on wtedy najbardziej wpływowym członkiem biskupiej komisji, pogłębiającej z każdym dniem bardziej swój sprzeciw wobec garabandalskich zjawisk...

Sama wioska, poczynając być może od jej proboszcza Don Valentina, odczuwała wzrastającą podejrzliwość i nieufność co do zapowiadanego cudu. Czytamy w Dzienniku Conchity: „Don Valentin, wątpiąc w spełnienie się cudu, powiedział mi, żebym nie pisała już więcej listów. Tak samo jeden mieszkaniec wioski, Eustaquio Cuenca... Mieszkańcy wioski nie wierzyli w to.”

18 lipca była środa. Od niedzieli napływali przybysze, pragnący stać się świadkami cudu. Przebywał znowu między nimi Don Luis Navas Carrillo, który zaczął dokładnie notować wydarzenia tamtych dni. Swoje zapiski zakończył słowami:

„Wyciągnąłem wniosek, że jeśli na początku zwykła ciekawość mogła być głównym i decydującym bodźcem do odwiedzania Garabandal, tak obecnie musiała ona szybko ustąpić miejsca odczuwanej tu atmosferze, skłaniającej powoli do modlitwy i ofiary, prowadzącej do zakosztowania pokoju i pogody ducha tej małej Góry Tabor.”

Wizjonerki nie żyły jednak stale na Górze Tabor. Pan Navas Carrillo zdziwił się, że nie ma dla nich żadnych ulg w pracach domowych. „Pamiętam, że pewnego dnia położyliśmy się po wschodzie słońca, około godziny 6. Maria-Dolores była w kościele już o 10, aby uczestniczyć we Mszy św. Nieco później widziałem ją, jak wiele razy przemierzała drogę między łąką a domem. Jej ramiona znikały pod ogromnym ładunkiem niesionej trawy.”

Krótka notatka tego samego pana Navasa Carrillo opisuje atmosferę wioski po zmierzchu, w dniu 17, w przeddzień wielkiego oczekiwanego wydarzenia. „W ciągu dnia przybywały niezliczone samochody. Coraz bardziej napełniały się domy. Trudno było znaleźć nocleg. Kolejny raz otwarto stodoły, aby wszyscy mogli trochę odpocząć.”

18 lipca był dniem podwójnego święta. Dla odwiedzających, ponieważ mieli nadzieję uczestniczyć - zgodnie z zapowiedzią Conchity - w cudownym wydarzeniu; dla mieszkańców wioski, ponieważ był to ich wielki dzień w roku: święto patronalne parafii. Przed południem miała miejsce w kościele suma, śpiewana i celebrowana z diakonem i subdiakonem, jak to było w zwyczaju zanim Sobór wprowadził liczne zmiany. „To było piękne - mówi pan Navas - widzieć tyle osób przystępujących do Komunii św., szczególnie przybyszów. Trzeba było wiele razy łamać Hostie, aby wszyscy mogli otrzymać chociaż maleńką jej część.”

Godziny upływały powoli: najpierw te poranne, przepełnione głęboką nadzieja, potem popołudniowe - naznaczone wzrastającym napięciem. „W miarę upływu czasu, mówi nam świadek, nasz niepokój coraz bardziej wzrastał, aż w końcu, kiedy nastał wieczór, przekształcił się w prawdziwą trwogę. Opóźnienie, a może nawet unieważnienie zapowiadanego cudu przypisywaliśmy balowi, który odbywał się w wiosce. Nie zapominajmy, że było to święto. Czas mijał. Gubiliśmy się w tysiącach domysłów. (*) Co do mnie, nie mogłem zapomnieć wydarzenia z 18 października... Myśl, że wiara i dobre chęci niezliczonych osób - szczególnie tych, które przybyły do Garabandal po raz pierwszy - mogłyby zostać zniweczone, wywoływała moje cierpienie.”

Kiedy zapadła noc, dość liczni goście zaczęli opuszczać wioskę. Czekający na cud przebywali głównie w domu Conchity i w jego okolicy. Ona sama sprawiała wrażenie ufnej i pewnej. Jednak wokół atmosfera pełna była niepokoju, a nawet zdenerwowania.

Wreszcie o późnej nocnej porze „ukazał mi się Anioł - pisze Conchita w swoim Dzienniku - pozostał ze mną przez chwilę, a potem jak w inne dni - powiedział: Odmów „Spowiadam się Bogu...” i pomyśl o Tym, którego przyjmiesz... Uczyniłam to. Następnie dał mi Komunię św. i kazał mi odmówić „Duszo Chrystusowa” złożyć dziękczynienie i pozostać z językiem wyciągniętym ze Świętą Hostią aż do momentu, kiedy on odejdzie, a przyjdzie Dziewica... Tak zrobiłam”

Dziewczynka miała wrażenie, że wszystko rozegrało się w domu i że nie musiała wychodzić. W rzeczywistości scenę tę obserwowano na zewnątrz. „Widziałam ją, jak zeszła ze schodów - zaświadcza pani Ortiz - z rękami złożonymi na piersiach, z głową odrzuconą do tyłu, z nieco otwartymi ustami, z wyrazem naprawdę cudownego szczęścia na twarzy”. Obok tej kobiety stał jezuita, profesor Uniwersytetu w Comillas, specjalista w dziedzinie duchowości: ojciec Bravo. Zdolny był jedynie do powtarzania słów: <<Jaki cud! Jaki cud!>>

Conchita w ekstazie wyszła na ulicę. Wokół niej tłoczyli się ludzie. Jej krzepki brat, Miguel, i solidnie zbudowany Pepe Diez stanęli u jej boku dla ochrony. Za zakrętem upadła na kolana na ulicy, otwarła usta i wyciągnęła język, aby przyjąć Komunię św. i... Fakt jest niewątpliwy, zaświadczony, potwierdzony przez licznych świadków, że na języku dziecka, wyciągniętym z wdziękiem na dolną wargę, widać było przez chwilę białą Hostię.

Miejsce było odpowiednio oświetlone licznymi latarkami, dlatego - pomimo nocy - można było zrobić kilka zdjęć. Dla części świadków już od pierwszej chwili cud był pewny i nie podlegał dyskusji. U innych, szczególnie u obserwatorów znajdujących się nieco dalej, szybko obudziły się wątpliwości i nie rozproszyły się. Po Komunii św. dziewczynka rozpoczęła marsz ekstatyczny z pierwszym przystankiem na <<Calleja>>, gdzie grupa osób czekała na cud. Pomiędzy nimi znajdował się dobrze nam znany adwokat z Palenci, Don Luis Navas.

Stamtąd Conchita zeszła tyłem do wioski... Dwa razy podeszła do drzwi kościoła, odmówiła różaniec przemierzając ulice, odwiedziła cmentarz i w końcu odśpiewała Salve Regina, po pocałowaniu przez Dziewicę licznych przedmiotów, które powierzono jej w tym celu. Potem doszła do domu, powracając do normalnego stanu. Pani Ortiz powiedziała jej: „Jakże musisz być zadowolona, Conchito! Wreszcie stał się cud”

<<Tak lecz Dziewica powiedziała mi, że wielu - chociaż zobaczy - nie uwierzy>>

Santanderska komisja biskupia (której żaden członek nie raczył przybyć do Garabandal w celu bezpośredniego zaobserwowania i skontrolowania tego, co miało się wydarzyć) natychmiast utwierdziła się w przekonaniu, że zupełnie nic się nie stało, przypisując sugestii, halucynacji lub zbiorowej histerii to, co sugerowali niektórzy świadkowie. Nawet wobec oczywistych dowodów - takich jak robiące wrażenie zdjęcia - komisja uchwyciła się hipotezy niegodnego oszustwa. Według nich, Conchita wspomagana przez kogoś wszystko przebiegle uknuła i ona sama przygotowała to, co następnie pokazała na języku!!! (**)

Tymczasem świadectwa osób, które w decydującym momencie znajdowały się najbliżej dziewczynki, zmuszają do milczenia. Szczególnie chodzi o murarza Pepe Dieza, młodego Miguela Gonzaleza i poważnego rolnika z Pesuye's, Benjamino Gomeza: „Kiedy Conchita otwarła usta, aby przyjąć Komunię św., na jej języku oświetlonym przy pomocy silnej lampy nie było zupełnie nic. Nagle pojawiła się śnieżnobiała Hostia...” Świadkowie podtrzymaliby to oświadczenie w sposób najbardziej stanowczy i pod najświętszymi przysięgami wobec kościelnego trybunału, jednak ani taki trybunał nigdy nie został zawiązany, ani też nigdy nie poproszono ich o złożenie zeznań.

Dwóch mężczyzn przybyłych z daleka - Don Alejandro Damians z Barcelony i lekarz francuski z Paryża, doktor Caux - widząc w nocy cud Hostii pojawiającej się na języku Conchity, doznało osobistych doświadczeń, które z pewnością na długo przewyższać będą wszystkie inne...

www.ksiegarnialumen.pl/garabandal-czy-…

(*)Wiele osób spodziewało się cudu o wiele wcześniej. Tymczasem należy zwrócić uwagę na fakt, że Conchita nie mogła przyjąć Komunii św. z rąk Anioła w ciągu dnia z dwóch powodów. Po pierwsze, Anioł udzielał dzieciom Komunii św. jedynie wtedy, kiedy nie było w wiosce kapłana. W Garabandal zaś 18 lipca została odprawiona Msza św. i najprawdopodobniej Conchita przystąpiła razem ze wszystkimi do Komunii św. W okresie przedsoborowym wierni nie mieli prawa przystępować dwukrotnie do Komunii św. w jednym dniu. Po drugie, Anioł przychodził, zgodnie ze zwyczajem, rano, często bardzo wcześnie, przed świtem i tak też stało się 18 lipca.

(**) Niektórzy odpowiedzialnością za „pomoc” w przygotowaniu „oszustwa” obarczali rodzinę Conchity. Tymczasem wiele osób potwierdziło cud. Doktor Ortiz posiadał nazwiska i adresy 26 naocznych świadków. Czyż nie przypomina to historii z przeszłości, którą po zmartwychwstaniu Chrystusa opisał św. Mateusz (28,11-15): „Gdy one były w drodze, niektórzy ze straży przyszli do miasta i powiadomili arcykapłanów o wszystkim, co zaszło. Ci zebrali się ze starszymi, a po naradzie dali żołnierzom sporo pieniędzy i rzekli: 'Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali... 'I tak rozniosła się ta pogłoska między Żydami I trwa aż do dnia dzisiejszego.” (Udała się... s.388-391)
Slawek
Gdyby nie pycha osób odpowiedzialnych za zbadanie objawień w San Sebastian de Garabandal, to objawienia te mogły być potraktowane, jak te w Aokpe... Komunia św. z rąk Anioła w San Sebastian de Garabandal i Aokpe